Page 3 of 3

Chciałaby duszyczka na wolność, ale wyrok trzyma, czyli warunkowe przedterminowe zwolnienie w praktyce.

Dostał dziesięć lat, a i tak odsiedzi połowę – grzmi z telewizora. Standardowy komentarz publiczności, gdy Sąd skazuje na mniej niż by się chciało. Osoby odbywające karę pozbawienia wolności faktycznie odliczają czas do tej magicznej zapadki w postaci daty odbycia połowy wyroku, a gdy moment ten nadejdzie, nie ustają w przekonywaniu Sądu, że proces resocjalizacji zakończył się sukcesem. Zacieramy więc przemarzłe na spacerniaku rączki i ruszamy do dzieła.

Czytaj wpis

Separacja, czyli odpocznijmy od siebie w majestacie prawa.

W życiu każdego małżeństwa nadchodzi taki moment, gdy ją, mocniej niż zwykle, irytują skarpetki na podłodze i odwiecznie przewieszona koszula przez krzesło, jego zaś, wystawka tryliarda kosmetyków w łazience i totalne Kongo w kuchni. Zamiast więc przeorać małżeńskie poletko, zaślubieni, mając zwykle na względzie dobro małoletnich dzieci, bądź też łączące ich więzy kredytowe, decydują się dać sobie czas do namysłu, czy aby rozwód to naprawdę jedyne słuszne rozwiązanie.

Czytaj wpis

Adwokat z urzędu, czyli rzecz o miłości rzekomo nieodwzajemnionej.

Postępowanie sądowe, niezależnie od tego, w czym rzeźbimy, jest skomplikowane. Nic więc dziwnego, że wiele osób korzysta z pomocy profesjonalistów, skoro sam fakt otrzymania korespondencji sądowej (odbieranej w warzywniaku czy pobliskim punkcie Lotto) powoduje palpitacje serca. Nic tak nie mrozi krwi w żyłach jak list miłosny z Sądu czy skarbówki. W kopercie – obok zawiadomień, wezwań czy zobowiązań – także pouczenia w formie wyliczanki przepisów kodeksowych. Teoretycznie więc, Sąd spełnia swój obowiązek, gdyż zainteresowany otrzymuje garść informacji praktycznych, w praktyce niestety są one dla niego zrozumiałe mniej więcej tak, jak dla natchnionego poety, wzór na ciąg geometryczny. Co zatem zrobić, gdy dowiadujemy się, że Sąd czegoś od nas chce, ale nie do końca wiemy, dlaczego, a finanse nie pozwalają nam na udanie się do kancelarii?

Pomoc prawna z urzędu.

Pomoc prawna z urzędu. Hasło znienawidzone przez większość prawników, gdyż w praktyce oznacza ono zazwyczaj dużo pracy za głodowe stawki. Błędem jest jednak utożsamianie adwokatów działających z urzędu z nieczułymi na krzywdę ludzką harpiami, które traktują takich klientów jak obywateli gorszej kategorii. Pomoc prawna z urzędu nierzadko stanowi furtkę dla osób, których nie stać na zlecenie prowadzenia sprawy, a które nie poradzą sobie z nią samodzielnie, z jednoczesnym uwzględnieniem interesu finansowego pełnomocnika, który, chcąc pomóc, czyni to na koszt państwa. Przerzucenie finansowania pomocy na państwo nie jest jednak możliwe w każdym przypadku. Przesłanki wyznaczenia adwokata z urzędu różnią się w zależności od rodzaju postępowania. Tak też, adwokat może zostać ustanowiony wówczas, gdy strona wykaże, że nie jest w stanie ponieść kosztów pomocy prawnej bez uszczerbku dla niezbędnego utrzymania siebie i rodziny, wtedy, gdy jego udział w postępowaniu jest obligatoryjny lub potrzebny, a strona nie dokonała wyboru, kto będzie trzymać z nią sztamę na czas trwania procesu czy wtedy, gdy po prostu ma taki kaprys (np. pokrzywdzony w procesie karnym). W każdym z tych przypadków należy jednak liczyć się z tym, że w razie przegrania sprawy, będzie trzeba jednak sięgnąć do kieszeni celem zadośćuczynienia kosztom. Z przepisów wynika więc jasny komunikat: drogi obywatelu, fundniemy ci kilka spotkań z adwokatem w formie randki w ciemno (strona może co prawda zasugerować adwokata, którego chciałaby dostać ,,z przydziału”, ale ostateczną decyzję  i tak podejmuje Sąd), lecz musisz liczyć się z tym, że w razie swojej porażki, związek ten sfinansujesz sam. Warto zatem już na początku drogi zastanowić się nad tym, czy udział adwokata na pewno jest konieczny lub postawić na kogoś, kogo wybierzemy sami.

Sąd? Ale po co od razu Sąd? Czyli mediacja karna w praktyce.

Bywają sprawy, w których w gruncie rzeczy wcale nie chodzi o skazanie. Przykładowo, stosunki sąsiedzkie i regularne spuszczanie ze smyczy psa, żeby ze stoperem w ręku liczyć, w jakim czasie sąsiad dobiegnie do swojej klatki. Albo uporczywe nękanie polegające na krążeniu samochodem wokół bloku byłej partnerki niczym sęp nad rozkładającą się padliną. Uchylanie się od obowiązku alimentacyjnego wobec wspólnych dzieci z jednoczesnym wożeniem się na wakacje z nową, młodszą żoną. Uzyskanie wyroku skazującego może przynieść satysfakcję i wiarę w sprawiedliwość, jednak doprowadzenie do jego wydania zawsze trochę trwa. Sam wyrok skazujący można co prawda powiesić nad łóżkiem i odtrąbić triumf Temidy, niewiele poprawi to jednak w sytuacji sąsiada sprintera czy porzuconej żony w czasie trwania postępowania, którzy będą odpowiednio: jeszcze szybciej biegać i jeszcze skrupulatniej doglądać finansów. Warto więc zastanowić się nad mediacją.

Mediacja w sprawach karnych

Mediacja w sprawach karnych dopuszczalna jest zarówno na etapie postępowania przygotowawczego, jak i sądowego. Innymi słowy, można w niej uczestniczyć zarówno przed, jak i po wniesieniu aktu oskarżenia. W praktyce, organ prowadzący postępowanie przygotowawcze, a później Sąd lub referendarz sądowy kierują sprawę do mediacji wyłącznie za obopólną zgodą stron. Jeśli więc lubisz przeżuwać zemstę dłużej, zgódź się na mediację, a potem się z niej wycofaj. Twoje prawo. Najlepiej burząc w ten sposób wakacyjne plany byłego partnera.

Jak wygląda mediacja?

Stawiacie się w siedzibie mediatora, który (UWAGA) nie musi wcale być prawnikiem. Jeśli jednak zamiast pogadanki o życiu i moralności chcecie załatwić sprawę sensownie i sprawnie, warto wybrać kogoś, komu znany jest Kodeks karny. Pozwoli to na takie ustalenie zawartości ugody, aby jej treść mogła znaleźć się w wyroku sądowym lub, w przypadku umorzenia postępowania, nadawała się do wykonania. Nie każde bowiem zobowiązanie sprawcy może zostać wciągnięte do orzeczenia kończącego sprawę, a bez tego, sama ugoda mediacyjna pozostaje wyłącznie, mającym walor dokumentu prywatnego, świstkiem. Dlaczego warto? Jak zwykle: czas, nerwy i kasa. Primo, ustawodawca daje Wam miesiąc na dogadanie się w spornych kwestiach. To dużo krócej niż oczekiwanie na pierwszy termin rozprawy. Secundo, spotykacie się poza sądem, w obecności osoby postronnej i jako bonus możecie przytargać swoich obrońców czy pełnomocników. Prawie jak na przyjęciu u cioci. Tylko że zamiast cioci jest mediator. Równie pomocny jak ciocia. No i najważniejsze (przynajmniej z perspektywy sprawcy) – kasa. Koszty mediacji ponosi Skarb Państwa. Czyli bawimy się na koszt podatników.

Oczywistym jest, że mediacja możliwa jest wyłącznie w tych sprawach, w których występuje pokrzywdzony. Gdy więc go nie ma, a podejrzany czy oskarżony pragnie jak najszybciej zakończyć sprawę, pozostaje mu dobrowolnie poddać się odpowiedzialności karnej, licząc na łagodniejszy wymiar kary.

Uczymy się na własnych błędach, czyli jak rozwieść się mądrzej niż ożenić.

Był ślub, wesele i obrączki. Jest żal, czasem zdrada, oraz złość. Będzie rozwód. Pytanie, jak szybko i czy na pewno go dostaniesz? Czy możesz już, czy może warto by poczekać? Oraz jak poradzić sobie z emocjami? Zaparz meliski. Zadzwoń do przyjaciółki/ wyżal się kochance. Pooddychaj. A potem wróćmy do konkretów.

Kodeks cywilny i opiekuńczy nie pozostawia złudzeń, jeśli chodzi o przesłanki konieczne do orzeczenia rozwodu. Zupełny i trwały rozkład pożycia. Sprawdzamy. Jeśli małżonek wyniósł się (dobrowolnie bądź przy wsparciu drugiej strony) ze wspólnego gniazdka, albo ze względów ekonomicznych dzieli je co prawda z zaślubioną, lecz dorobił się w lodówce osobnej półeczki i ostentacyjnie nastawia pralkę z wyłącznie własnym praniem, ustanie więzi gospodarczej możemy odhaczyć. Jeśli zaś raz w miesiącu zostawia na stole miedziaki na poczet czynszu i odlicza od rachunku za Internet zużyte impulsy, możemy odhaczyć nawet grubą krechą. Następnie na tapetę wchodzi seks. Czy był, a jeśli był, to kiedy. Wstrzemięźliwość popłaca, bowiem im dłuższy okres sypialnianej ciszy, tym łatwiej wykazać ustanie więzi fizycznej. Sąd nie będzie drążył, ale z pewnością o to zapyta. Jeśli więc Wasze relacje z eksem in spe są na tyle dobre, że planujecie  intymne pożegnanie, lepiej zachowajcie ten fakt dla siebie. Po trzecie, więź emocjonalna. Tu może być różnie. Jeśli głos rozumu i serca jeszcze Wam nie rezonują, poćwiczcie przed lustrem zdanie: ,,Nie, nie kocham już męża/żony”. A potem powtórzcie to na rozprawie. Gdy wszystkie trzy więzi (gospodarcza, fizyczna i duchowa) zostały przerwane, pozostaje ustalić, co kryje się pod  pojęciem trwałości rozkładu pożycia. W skrócie to: było, minęło i nigdy nie wróci. Sąd zapyta ładniej o możliwość odbudowania związku i wskrzeszenia więzi. Chyba że przy każdym zdaniu skaczecie sobie do gardeł. Wtedy może nie spytać.

Bywa i tak, że jedna strona nie chce się rozwodzić. Robi oczy kota ze Shreka i wciąż powtarza, że kocha męża lub żonę. To ten moment, gdy Sąd usilnie namawia do mediacji. Mediacja jest metodą najlepszą dla małżonków w stylu ,,chciałby, ale się lęka”. Dla takich, którzy myślą o rozwodzie, ale nie są do końca pewni. Tudzież dla takich, którzy naprawdę nie wiedzą, jak mogliby ułożyć swoje wzajemne stosunki rodzinno-majątkowe po rozstaniu i potrzebują osoby, która pokaże im wszystkie możliwości, bezstronnie sugerując wybór najlepszy dla obu stron. Warto w tym miejscu wspomnieć, że na mediację w trakcie postępowania rozwodowego Sąd skierować może tylko raz, chyba że strony w trakcie pierwszej mediacji uzgodnią między sobą sposób rozwiązania małżeństwa, a kością niezgody stanie się wyłącznie jedna kwestia, np. opieki nad dziećmi. Wówczas dopuszczalne jest powtórzenie mediacji z ograniczeniem jej do materii dotąd nieuzgodnionej.

Jeśli mediacja się powiedzie, być może w ogóle nie dojdzie do rozwodu albo strony ustalą wszystkie jego szczegóły z mediatorem. Wówczas Sąd z radością się pod tym podpisze. Gorzej, gdy mediacja kończy się fiaskiem, a sprawa wraca do punktu wyjścia. Przygotowujemy się zatem na wojnę. Gromadzimy dowody, ustalamy dane adresowe kochanki, drukujemy bilingi i maile, utrwalamy SMS-y. Wielu klientów na tym etapie odpuszcza. Chcą rozwodzić się bez orzekania o winie, mimo że wina współmałżonka aż bije po oczach. Bo długi proces, publiczne wytykanie sobie błędów, a co gorsze, angażowanie licznych świadków. Jest to zrozumiałe, ale niekoniecznie korzystne pod kątem skutków długofalowych. Należy bowiem pamiętać, że kwestia winy ma zasadnicze znaczenie dla możliwości dochodzenia alimentów, nie na rzecz dzieci, lecz siebie. A kto wie, do kogo szerzej uśmiechnie się los po rozwodzie.

Gdy dotychczasowe alimenty już nie wystarczą…

Zgodnie z art. 138 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, w razie zmiany stosunków można żądać zmiany orzeczenia lub umowy dotyczącej obowiązku alimentacyjnego. Warunkiem koniecznym do skutecznego wystąpienia z żądaniem podwyższenia dotychczasowego świadczenia jest więc zarówno zmiana w zakresie usprawiedliwionych potrzeb uprawnionego, jak i możliwości zarobkowych lub majątkowych zobowiązanego do alimentacji. W doktrynie ugruntowany jest pogląd, zgodnie z którym już sam upływ czasu powoduje naturalny wzrost potrzeb małoletniego związany z uczęszczaniem do szkoły czy na zajęcia dodatkowe konieczne dla rozwoju dziecka stosownie do jego wrodzonych predyspozycji.

O ile osoba działająca w charakterze pełnomocnika ustawowego małoletniego uprawnionego do alimentacji nie ma zwykle kłopotów z wykazaniem wzrostu usprawiedliwionych potrzeb po stronie dziecka, o tyle problematyczne może być dowodzenie możliwości sprostania obowiązkowi alimentacyjnemu przez pozwanego w szerszym niż dotychczasowy, zakresie. Pozwani w sprawach o podwyższenie alimentów z reguły starają się wykazać, iż ich możliwości zarobkowe i majątkowe, mimo zwiększonych wydatków na dziecko, nie tylko nie uległy poprawie, lecz wręcz pogorszeniu. Ciężar dowodzenia, iż strona pozwana jest w stanie łożyć na utrzymanie dziecka w wyższej wysokości, spoczywa na powodzie, co nierzadko wymaga odwołania się do szerokiego katalogu środków dowodowych, począwszy od dowodu z dokumentów, na osobowych źródłach dowodowych skończywszy. Warto w tym kontekście wspomnieć o art. 136 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, zgodnie z którym w sytuacji zrzeczenia się prawa majątkowego, rezygnacji z zatrudnienia czy zmiany pracy na mniej dochodową, Sąd nie uwzględnia tych okoliczności przy ustalaniu zakresu świadczeń alimentacyjnych, jeśli zmiana ta nastąpiła w ciągu ostatnich trzech lat przed sądowym dochodzeniem świadczeń alimentacyjnych. Podobnie, oceniając możliwości zarobkowe, Sąd nie tylko bierze pod uwagę wynagrodzenie otrzymywane przez pozwanego aktualne na czas orzekania, lecz także to, czy pozwany w pełni wykorzystuje swój potencjał, posiadane uprawnienia i kwalifikacje. Jeśli więc powód wykaże, że na rynku pracy dostępne są oferty adekwatne do wykształcenia i doświadczenia pozwanego, z wynagrodzeniem przekraczającym to, które strona przeciwna uzyskuje, orzekając, Sąd winien kierować się wynagrodzeniem możliwym do uzyskania, nie zaś faktycznie otrzymywanym.

Istnieją jednak sytuacje, gdy możliwości zarobkowe zobowiązanego do alimentacji z przyczyn niezależnych od niego, ulegają pogorszeniu do tego stopnia, iż konieczne jest wystąpienie o zmniejszenie renty alimentacyjnej. Stały brak pracy mimo aktywnego jej poszukiwania czy przebranżowienia, wypadek czy choroba uniemożliwiająca zarobkowanie mogą stać się przyczynkiem do zainicjowania postępowania w przedmiocie obniżenia alimentów.

Wartość przedmiotu sporu stanowi w omawianych sprawach różnica pomiędzy kwotą dochodzonych alimentów a kwotą dotychczas zasądzoną czy ugodzoną, w stosunku rocznym. Przykładowo zatem, jeśli strona dochodzi podwyższenia renty alimentacyjnej z kwoty 500 zł do kwoty 1000 zł miesięcznie, wówczas wartość przedmiotu sporu obliczamy w sposób następujący: 12 x (1000zł – 500 zł) = 6000 zł. Ta sama wartość przedmiotu sporu winna zostać wskazana w sprawie o obniżenie alimentów z kwoty 1000 zł do 500 zł. Oznaczenie wartości przedmiotu sporu jest obowiązkiem strony, jednak zgodnie z art. 96 ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 28 lipca 2005 r. o kosztach sądowych w sprawach cywilnych, strona dochodząca roszczeń alimentacyjnych zwolniona jest z opłaty sądowej od pozwu. W sprawie o obniżenie alimentów powód zobowiązany jest do uiszczenia wpisu w wysokości 5% wartości przedmiotu sporu.

Sądem właściwym rzeczowo do rozpoznawania sprawy, bez względu na wartość przedmiotu sprawy, jest sąd rejonowy wyznaczany według miejsca zamieszkania  pozwanego lub uprawnionego do alimentacji.

Czy ja właściwie potrzebuję adwokata?

No właśnie. To pytanie zadaje sobie prawdopodobnie każdy, kto kiedykolwiek stanął przed koniecznością występowania przed sądem. W Internecie są przecież dostępne wzory pozwów i wniosków, a uprzejme panie z biur obsługi interesantów chętnie udzielają wszelkich informacji związanych z formalną stroną postępowania. Czy w takiej sytuacji korzystanie z pomocy adwokata naprawdę jest konieczne?

Czytaj wpis

Page 3 of 3

Kancelaria Adwokacka © 2015 Patrycja Bartoszewicz - Adwokat Poznań